Mój blog nie jest jeszcze gotowy by w nim publikować. Zauważyłem jednak, że nie publikując tutaj swoich wypocin, bardzo dużo tracę. Tracę siebie, nie wypowiadam się, nie opiniuję po swojemu, nie komentuję, jakobym chował głowę piasek, uciekał. Może publikowanie wpisów zmusi mnie do dopracowania bloga od strony technicznej, wizualnej, mam taką nadzieję.
Tytuł wpisu, to słowa wyjęte z tekstu utworu jakiegoś polskiego rapera. Mniejsza o niego samego i jego utwór, w sumie mi się nie spodobał. Jednak te kilka wyrazów wbiło mi się w świadomość. Jedno zdanie które doskonale wręcz opisuje to co obserwuję od jakiegoś czasu. Oczywiście chodzi o Polskę, o Polaków bardziej niż kraj uogólniając. W sumie do wpisu tego sprowokowała mnie ostatnia „świąteczna” rozmowa z moją rodziną, prowadzana, a jakże by inaczej, online :-). To było w sumie takie tylko potwierdzenie tego co zaobserwowałem już wcześniej. Cały czas o tej rozmowie myślę. To była bardzo przytłaczająca wymiana zdań, mnie przytłaczająca. Pierwszy raz w dorosłym świadomym życiu, dałem sobie odebrać prawo głosu. Normalnie nie jest to łatwe, zwłaszcza gdy mam pewność swoich racji. Ja nigdy nie daję za wygraną, to jedna z negatywnych cech mojego charakteru. Umiem przegrywać na wielu płaszczyznach, ale nie w dyskusji. Tym razem po moim pytaniu „czy mogę dokończyć?” i odpowiedzi „nie” wycofałem się. Nie żebym nie miał argumentów, czy żeby mnie przekonano do zmiany zdania, co oczywiście w wielu rozmowach jest możliwe. Po prostu dopadł mnie obraz polskiego skłóconego, napuszczonego wzajemnie na siebie społeczeństwa, obraz który ujrzałem w swojej rodzinie. To mnie przerosło, wryło mnie z glebę, odebrało mi głos. Zamilknąłem, nie z braku argumentów, czy braku werwy w dyskusji. Coś w tamtej sytuacji wydało się być silniejsze od więzów rodzinnych, od rozsądku. Coś byłoby jak myślę, wstanie nas skłócić. Nie poddałem się, lecz wycofałem z przerażenia, nie z rozwagi, a ze strachu przed rodzinną waśnią, waśnią będącą celem czegoś co stało ponad nami.
Chorobliwe szczucie narodu Polskiego przekroczyło już chyba wszelkie granice. Statystyczny dzisiaj Polak identyfikuje się tylko na jeden z dwóch sposobów. Albo jest zwolennikiem PiSu, albo śmiertelnym przeciwnikiem tejże partii. Nie ma żadnej innej możliwości, i choć istnieją, są jasno opisane i dostępne jak zawsze, to Polacy na te inne możliwości pozostają ślepi. Wygląda na to, że ślepota ta nie jest kwestią wyboru a prania mózgu. Manipulacja sposobem myślenia Polaków doprowadziła do sytuacji w której nie widzą Polacy absurdów swoich deklaracji światopoglądowych. To mnie już od wielu wielu miesięcy przeraża. Jeżeli wspierasz cokolwiek co wspiera PiS, musisz być PiSiorem. Jeżeli staniesz w opozycji do PiS, to z automatu oznacza twoje poparcie dla lewactwa i tęczy. A gdzie logika i samodzielne myślenie? Zaobserwowałem, że to dziedziny, które w Polsce poszły w las, zgubiły się tam w dziczy i ostatecznie zdechły z głodu. Przepadły, nie ma, chuj bombki strzelił, nikt już nie myśli, nie wie nawet że wciąż może myśleć. W sumie tak jest wygodniej, ktoś już ustalił piękne w swojej prymitywności zasady bycia Polakiem, albo jesteś z PiSem albo przeciw PiSowi. Niepojętym jest dla przeciętnego Polaka, że można stać twardo w opozycji do wielu działań PiSu, i równie twardo nie zgadzać się na wiele lewackich ruchów. Tu oczywiście nie chodzi tylko o moją rodzinę (w sumie obiektywnie patrząc nie jest z nią tak źle). Obserwuję to wszędzie gdzie z Polakami mam styczność, w całej polskiej przestrzeni Internetu.
Oto przykład. Jako przeciwnik aborcji na żądanie, bez zastanowienia jestem identyfikowany jako zwolennik PiSu i moherowy beret. Jednocześnie jako wygłaszający niepochlebną opinię o próbie zmiany w Polsce kompromisu aborcyjnego, bez wcześniejszych szerokich zmian systemowych, jestem uznawany za lewaka. Tak potrafi być w jednej dyskusji! Ludzie zaślepieni ideologią, prawacką czy lewacką, nie widzą mojego punktu odniesienia. Nawet nie starają się go zobaczyć. Bo jako Polak muszę być przecież zadeklarowany po jednej ze stron, muszę i koniec kropka.
Powinnością Polaka jest obecnie wojna polsko-polska. Nikt już nie pragnie pokoju, pojednania. Żaden Polak nie jest wstanie sobie nawet wyobrazić wspólnych, prawych i lewych, działań na rzecz dobra Polski. Polska jest już nieistotna dla Polaka, liczy się tylko ON sam w sobie i to że tylko on ma rację. Okropne jest to co stało się z narodem polskim. Jestem przekonany, że w ogromnej mierze jest to wina polskiego rządu, rządy który kieruje się ideologicznym interesem partyjnym, a nie interesem kraju (wszystkich Polaków). Nawoływania do dzielenia na tych co mają rację i tych gorszych jest oczywiście w równym stopniu narracją tak lewego jak i prawego skrzydła. Nawoływania lewackie do rewolucji, do wojny, do obalenia kultury polskiej, oraz zachęcanie przez prawe skrzydło do rzeczywistej, niemal zbrojnej walki z tą (na razie nieistniejącą) rewolucją jest bardzo szkodliwe. Pogubieni są zwłaszcza młodzi ludzie. Sebiksy ze swoim nie mającym nic z ich rzeczywistością wspólnego „Bóg, Honor, Ojczyzna”, kontra młodzi machający tęczową flagą, zagubieni, oszukani bredniami o tym, że mogą być kim chcą, wystarczy ze chcą. Od wymienionych wcześniej młodych znacznie gorsi są ludzie dorośli (niby dojrzali). Zamiast wyjaśnić młodym, iż racja nie stoi po żadnej stronie tej ulicznej barykady, często zbijają ich kosztem swój podły polityczny interes. Do tego pandemia i wyszło jak wyszło. Polskie społeczeństwo światopoglądowo to szambo. To w zasadzie jedyna płaszczyzna na której Polacy są sobie równi. Nie ważne z której strony szamba się taplają, to i tak wszyscy po szyję w takim samym gównie.